Refleksje nad rozważaniami Kartezjusza rozpocznę od analizy fragmentu, który zrobił na mnie największe wrażenie: „Poznałem stąd, że jestem substancją, której całą istotą czyli naturą jest jeno myślenie, i która, aby istnieć, nie potrzebuje żadnego miejsca, ani nie zależy od żadnej rzeczy materialnej”. Myślę, więc jestem. Z pewnością domeną istoty ludzkiej są procesy myślowe. Trudno sobie wyobrazić, aby istniało gdzieś i kiedyś stworzenie przetwarzające więcej informacji w postaci myśli. Przeciętnie człowiek ma dziennie około siedemdziesiąt tysięcy myśli – jest to liczba wręcz niewyobrażalna zważywszy na to, jak niewiele z nich ma sens i jest konstruktywna; pytanie co się dzieje z resztą? Przepada w nicość? A może myślenie to nawyk szkodliwy? Zastanawiające jest, że zarówno medytacja, jak i trening inteligencji emocjonalnej oparte są na przerwie w myśleniu. Uchwyceniu tej luki, która zwykle nie trwa długo, bo już za chwilę pojawia się nowa myśl, i tak bez końca.
Gdyby myślenie było na wskroś racjonalne i logiczne, życie nie nastręczałoby tylu problemów, jednak na myśli wpływają emocje, a te są jak dzikie konie – więc jaką można mieć kontrolę nad myślami?
Jednak trudno zaprzeczyć, że taki jest człowiek, jak jego myśli. To chyba najważniejsza nauka w życiu, a przecież znając ją popadamy w przygnębienie, złorzeczymy, wyobrażamy sobie negatywne scenariusze – to przecież prawie pewna droga do zguby. Czy więc myślenie jest automatyczne? Do pewnego stopnia tak, ale cała sztuka w tym, aby przerwać ten tok, i powrócić do źródeł, zadać sobie odpowiednie pytania – i to też jest myśl!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz